Jak tam motywacja? Wiosna pozytywnie wpływa na Twoje chęci do działania, czy wręcz przeszkadza w walce o marzenia? Mam nadzieję, że w słoneczne dni realizujesz się z jeszcze większą determinacją. Mam dziś dla Ciebie kolejnego motywacyjnego kopniaka w postaci metamorfozy.
Kasię Butowską, znaną jako wysokiebuty w świecie Instagrama i w blogosferze na pewno kojarzycie. Jej postawa na każdym kroku udowadnia. że warto dążyć do swoich marzeń, podejmować ryzyko, robić swoje i uczyć się na własnych błędach. Nie ma drogi na skróty. Tylko sumienna praca przynosi trwałe efekty! Przeczytaj sama.
Moja metamorfoza zaczęła się dawno,bo w 2010 roku. Startowałam z wagi 99.9 kg i miałam 16 lat. Odżywiałam się tak samo, tylko zmniejszyłam drastycznie ilość przyjmowanych posiłków. W niecałe 5 miesięcy udało mi się zgubić ponad 30 kg. Było to zdecydowanie zbyt szybko i niezdrowo. W tym czasie uczęszczałam na zajęcia fitness oraz zumbę. Początkowo raz dziennie, później trzy godziny
dziennie... Wiem! Szaleństwo! Po tych trzech godzinach treningu nie jadłam żadnego posiłku, ponieważ ktoś mi powiedział, że nie wolno! Wiem, kolejne głupstwo. Po pół roku osiągnęłam wagę 63 kg i zaczęłam zwiększać ilość posiłków, a że jadłam niezdrowo, to szybko zaczęłam spożywać więcej niż powinnam, tak więc efekt jojo był tylko kwestią czasu.
"Skalpel".Jak to widziałam? W bardzo ciemnych barwach, ledwo dawałam radę dobrnąć do końca treningu, motywacja na poziomie minusowym. Postanowiłam, więc się starałam, a że jestem uparta to tak szybko nie dałam za wygraną!
Czym różniło się to odchudzanie? Chciałam zgubić kilogramy zdrowo, poprawić swoje wyniki i zmienić nawyki raz na zawsze. Tak, tak, tak… tak się mówi, ale jak to jest w praktyce? Bardzo ciężko. Jestem osobą, która większości produktów nie lubiła, na początku jadłam tak strasznie, że nawet nie chcę o tym mówić.
W kwietniu 2014 roku wybrałam się na mój pierwszy Tydzień Metamorfoz organizowany przez Ewę Chodakowską i powiem Wam, że ten wyjazd bardzo dużo we mnie zmienił. Poznałam nowe smaki, zaczęłam jeść więcej produktów (tak, najbardziej w wyjeździe obawiałam się jedzenia, bo na treningu zawsze można zejść na bok a jeść coś trzeba).
Po powrocie pełna entuzjazmu zaczęłam zmieniać swoje nawyki, ale zaraz zaraz… Przecież ja nie umiem gotować, wszystko było bez smaku, mdłe... Koktajle? Omlety? Nie ma mowy, nic nie wychodzi. Po 3 dniach ze łzami w oczach stwierdziłam, że to nie dla mnie, że schudnę jedząc tak jak jadłam, jednak nie poddałam się i po 2 dniach kryzysu postanowiłam walczyć dalej.
Po powrocie pełna entuzjazmu zaczęłam zmieniać swoje nawyki, ale zaraz zaraz… Przecież ja nie umiem gotować, wszystko było bez smaku, mdłe... Koktajle? Omlety? Nie ma mowy, nic nie wychodzi. Po 3 dniach ze łzami w oczach stwierdziłam, że to nie dla mnie, że schudnę jedząc tak jak jadłam, jednak nie poddałam się i po 2 dniach kryzysu postanowiłam walczyć dalej.
Nawyki zmieniałam bardzo wolno, na początek poszło słodkie kupne musli, następnie jogurty. Szukałam długo takiego naturalnego, który mi będzie smakował, aż w końcu znalazłam (jeśli ktoś naprawdę nie może przełknąć jogurtu naturalnego radzę dodać odrobinę dżemu 100%, tak właśnie robiłam na początku ). Kolejnym krokiem było dodanie mięsa do swojego jadłospisu, no cóż muszę przyznać, że był czas kiedy nie jadłam go praktycznie wcale, ale wiedziałam, że jest mi potrzebne tym bardziej, że ćwiczę.
W tym czasie robiłam głównie treningi Ewki, biegałam i jeździłam na rolkach. Trzy miesiące po zmianie nawyków, czyli mniej więcej w sierpniu postanowiłam zrezygnować ze studiów i iść na wymarzony kierunek- dietetykę. Kolejne szaleństwo, tym bardziej, że sama się jeszcze zmagałam z kilogramami. Przez kolejny rok jeździłam na kursy przygotowujące do rozszerzonej matury z biologii i chemii. Po mniej więcej roku moja waga osiągnęła 60 kg.
Jak zeszłam z redukcji i jak udało mi się utrzymać wagę?
Nie ukrywam, że panicznie się tego bałam tym bardziej, że wiązałam swoją przyszłość z dietetyką więc czułam presję, że nie mogę polec kolejny raz. Mniej więcej gdy ważyłam 65 kg, zaczęłam po woli zwiększać ilości posiłków, tzn. np. więcej kaszy czy płatków owsianych itp. Waga cały czas spadała, a ja zwiększałam je coraz bardziej. Z czasem wiedziałam ile mniej więcej powinnam jeść, aby waga utrzymywała się na równym poziomie.
Nie ukrywam, że panicznie się tego bałam tym bardziej, że wiązałam swoją przyszłość z dietetyką więc czułam presję, że nie mogę polec kolejny raz. Mniej więcej gdy ważyłam 65 kg, zaczęłam po woli zwiększać ilości posiłków, tzn. np. więcej kaszy czy płatków owsianych itp. Waga cały czas spadała, a ja zwiększałam je coraz bardziej. Z czasem wiedziałam ile mniej więcej powinnam jeść, aby waga utrzymywała się na równym poziomie.
Łącznie moja redukcja trwała ponad rok, w tym czasie udało mi się zejść z wagi 87 kg do wagi 60 kg. Przez prawie cały okres redukcji kontrolowałam czy spada mi tkanka tłuszczowa, a rośną mięśnie. Pomiary analizy składu masy ciała można wykonać w klubach fitness oraz u dietetyków. Jeśli chodzi o dietę to nie miałam ułożonego jadłospisu przez żadną dietetyczkę, wszystkie posiłki komponowałam sobie sama. Jadłam 5-6 posiłków w równych odstępach czasowych. Nie jadłam omletów i ciast bo nie potrafiłam ich robić, poza tym moje odżywianie nie różniło się wiele od teraźniejszego, jadłam po prostu troszkę mniej.
Kasia
Uwielbiam energię Kasi, każdy jej wpis to ogromna motywacja do działania. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej historii ją poczułaś i już nie masz zamiaru się poddać! Liczę na to, że czujesz lekki niedosyt i wpadniesz na bloga Kasi- WYSOKIE BUTY i jej INSTAGRAMA po jeszcze więcej mocy i inspiracji. Znajdziesz na nim także mnóstwo przepisów (część sprawdzona przeze mnie!).
Kasiu, tyle razy już sobie gratulowałyśmy... Raz jeszcze nie zaszkodzi! Inspirujesz mnie i mam nadzieję na jak najszybsze spotkanie na żywo. Rób swoje, bo robisz to wspaniale!
Buziak ;*
szacunek, naprawdę
OdpowiedzUsuńNie wiem jak można się zachwycać jak ktoś się zapuścił, był grubasem, a potem schudł... Ludzie to nie jest normalne!
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi tylko o kilogramy... Chodzi o determinację, siłę charakteru i aktualną postawę. Z perspektywy bycia grubasem jakiś czas temu powiem Ci, że jest się czym chwalić i zachwycać.
UsuńNormalne to nie jest podcinanie skrzydeł, a Ty właśnie to robisz.
UsuńGratuluję. Zazdroszczę samozaparcia :)
OdpowiedzUsuńwow, Kasi należy się medal. Brawo!
OdpowiedzUsuńGratuluję, ale wyjaśnijmy pewną nieścisłość, bo zaraz ktoś popchnie to dalej i narodzi nam się kolejny mit.
OdpowiedzUsuń"Przez prawie cały okres redukcji kontrolowałam czy spada mi tkanka tłuszczowa, a rośną mięśnie." Na redukcji fizjologicznie nie jest możliwe, by mięśnie rosły (nie mają z czego, sam trening nie poprowadzi ich w tą stronę). Zmieniały się pewnie tylko procentowe proporcje - logicznie jeśli procent tłuszczu spadał, procent mięśni musiał rosnąć, ale to nie oznacza, że tkanki mięśniowej było namacalnie więcej.
Tak, tak. Słuszna uwaga. Wprowadzę tę edycję. Dzięki kochana! ;)
UsuńWow, wow, wow. Jestem pod wrażeniem. Wyglądasz fantastycznie! Gratulacje. Koniecznie zerknę na bloga.
OdpowiedzUsuńBardzo motywujące, warto walczyć o marzenia!!! :) Gratuluję i wpadam na bloga po nowe przepisy :)
OdpowiedzUsuńWspaniale! Jestem pełna podziwu :) Brawo <3
OdpowiedzUsuńile masz wzrostu ?
OdpowiedzUsuńJa czy Kasia? Około 174 cm ;)
Usuń